Jaka jest Boliwia? Nasze refleksje w kilku zdaniach i obrazkach
Niebezpieczna – ostrzegali, tania – rekomendowali , biedna – mówili….a jaka jest Boliwia naszym oczami? Kraj, w którym wcale nie planowaliśmy, a jednak spędziliśmy najdłuższy etap naszej podróży? Co to do Boliwii nie mieliśmy większych oczekiwań, choć akurat na ten kraj przypadło w planie najwięcej miejsc. Salar de Uyuni miało byc jego największym WOW, pozostałe przy okazji, po drodze do Peru. Zerknijcie na wstęp do rozdziału o Boliwii.
Vamos?
Boliwia jest widokowa
Kalejdoskop boliwijskiego krajobrazu nas zachwycił – od bezkresnej solnej i białej pustyni Uyuni, po wyżynę Altiplano i magiczną Wyspę Słońca na najwyżej położonym żeglownym jeziorze świata– Titicaca. Na kolejny raz została nam zielona amazońska częśc Boliwii.
Boliwia jest kolorowa i kulturowa
To, co rzuca się nam od razu w oczy to wciąż żywa, autentyczna kultura i tradycja wśród Boliwijczyków. Charakterystyczne „cholitas” (kobiety indiańskiego pochodzenia) w swych barwnych sweterkach i wełnianych, ciężkich spódnicach, zwanych polleras to jeden z klasycznych obrazków. Kiedyś takie stroje przywdziewały hiszpańskie mieszczki, dziś to codzienne ubranie większości boliwijskich kobiet. Do tego koniecznie kapelusz albo klasyczny melonik oraz koralikowe ozdoby na zakończeniu długich i czarnych warkoczy.
Boliwia jest pełna dzieci
Widokiem, z którym się w Boliwii spotkacie są wspomniane cholitas z dziećmi zawiniętymi w kolorowe pledy, noszone na plecach. Ileż to razy patrzyliśmy przerażeni, czy dzieciak z tej chusty nie wypadnie? Albo, czy szczelnie zawinięty maluch w ogóle tam może oddychać? Wątpliwości za każdym razem były rozwiewane, gdy zawiniątko się poruszało, a cholita z pewnością siebie zarzuciła na plecy koc z dzieckiem.
Wiele razy zastanawialiśmy się dlaczego w pamiątkowych kramach pojawiają się kolorowe bobasy – takie same, jak te noszone na plecach boliwijskich matek. Pewnego razu spytaliśmy o to jedną ze sprzedawczyń. Jej odpowiedź nie była zbyt wylewna, ale konkretna: „bo dzieci są ważną częścią naszego życia”.
Faktycznie dzieciaków w każdym wieku w Boliwii jest bardzo dużo. Cieszyłoby to, gdyby nie fakt, że w większości żyją one w bardzo skromnych warunkach, wiele z nich nie chodzi do szkoły, za to zarabia na ulicy, sprzedając np. cukierki, rysując na chodniku lub poprostu prosząc Cię o datek bezpośrednio z wystawioną ręką. Z takim smutnym obrazkiem spotkaliśmy się w Sucre, gdzie mieliśmy również okazję zobaczyć i uczestniczyć w fantastycznej, nadzorowanej przez polskiego Franciszkanina – ojca Markosa, inicjatywie „Casa de San Antonio”, dokąd najbiedniejsze dziaciaki przychodzą na ciepły jednodaniowy obiad. Więcej opowiemy w osobnym poście.
Boliwia w kilku smakach
Tu chyba wszystkie posiłki dnia składają się z solidnej porcji niedoprawionego ryżu, a nieodłącznym dodatkiem do niego przy obiedzie są ziemniaki (oprócz powszechnego kurczaka, zamiennikiem do ryżu jest makaron).
Bo ryż może się kiedyś znudzić……
Naszym typem na pierwsze danie była zazwyczaj zupa z kaszą quinoa. Tutejszy chleb (a raczej bułki) smakował nam jak biszkopt i chyba w takim też celu się go tu spożywa ( w sensie jako ciacho) – ileż to worków tych buł zjedliśmy, i ile prób poczyniliśmy, by znaleźć nadającą się do kanapek słoną wersję – bez skutku (w Peru mieliśmy ten sam problem).
Boliwia to też kraj kraj kolorowych owoców. Niektóre z nich widzieliśmy i próbowaliśmy po raz pierwszy.
W Sucre natomiast odkryliśmy pyszną czekoladę, której plantacje znajdują w tropikalnych rejonach Santa Cruz. I to jest dla nas zdecydowanie najlepszy smak Boliwii.
Boliwia pachnie koką
Zniechęciliśmy się do tego wszędobylskiego zioła, jego zapachu, widoku i wszelkich produktów, zawierających jego ekstrakty (herbatki, cukierki, choć czekolada była nawet dobra). Boliwijczycy jedzą kokę kilogramami. I już nie wiemy, czy to faktycznie lek na problemy z wysokością, czy energetyk do ciężkiej pracy (jak dla kierowców nocnych autobusów, czy górników w Potosi, którzy suche liście wcinają z torebki niczym chipsy), a może to poprostu odwieczne przyzwyczajenie?
Boliwia nie jest aż tak niebezpieczna
Mieliśmy swoje lęki: że okradną, oszukają, napadną. Na szczęście nic z tych rzeczy nam się nie przytrafiło. A jeździliśmy nocnymi busami, publicznym transportem, rozmawialiśmy z różnymi ludźmi, ale też chodziliśmy z otwartymi oczami, nie zapuszczaliśmy się w nieznane i ciemne zakątki oraz uwazaliśmy na „sprzedawane” nam oferty i informacje.
W Boliwii doświadczyliśmy dużo więcej serdeczności niż na chilijskiej Atakamie. Choć Boliwijczycy są dość skryci i nieśmiali, to po przełamaniu pierwszych lodów otwarci na szczere rozmowy.
Bardziej baliśmy się tzw. mal de ojo, czyli uroków rzucanych przez starsze Panie, które w dość wymowny sposób oburzały się w reakcji na zrobione im zdjęcie (choc zazwyczaj pytamy o pozwolenie), mamrotając coś pod nosem w rdzennym, niezrozumiałym dla nas języku. Wtedy czym prędzej próbowaliśmy je udobruchać i jak najszybciej zwiać z zasięgu złowieszczego wzroku.
Co do niebezpieczeństw w innym słowa znaczeniu zaliczylibyśmy ewentualne zatrucia pokarmowe – niestety Boliwia nie należy do krajów, gdzie dba się o higienę. Jedzenie na lokalnym targu, czy ulicy, gdzie talerze myte są w wiadrze w tej samej wodzie, a jedzenie często jest podawane gołymi rękami skutecznie nas powstrzymywało od nadmiernego stołowania się w takich miejscach.
W Boliwii czasem hiszpański nie wystarczy
Niekiedy trudno było się dogadać po hiszpańsku z osobami, szczególnie w rejonach górskich, gdzie castellano często mieszany jest z lokalnym słownictwem rdzennych języków Ajmara czy Keczua. Zdarzało się, że osoby tylko w tych językach rozmawiały i wtedy pozostawał nam już tylko język migowy…
Boliwia jest niestety biedna
Boliwia to jeden z najsłabiej rozwiniętych krajów Ameryki Południowej. Kolonialne, białe i poukładane miasta jak Potosi, czy Sucre moga świadczyć o dawnym bogactwie i potędze. Dziś poprostu wyróżniają się na tle mniej ucywilizowanych rejonów kraju. Utracony dostęp do Pacyfiku (wynik wojny z Chile i Peru pod koniec XIXw.) wyryty jest w pamięci i świadomości nawet najmłodszych Boliwijczyków. Przy każdej okazji upominają się o jego zwrot. W Sucre natrafiliśmy na wielką parado-demonstrację : „Morze dla Boliwii” i skrzętnie ukrywaliśmy nasze chilijskie pochodzenie. Doświadczenie w kopalni srebra i minerałów w Potosi było ciężkie i uświadomiło nas jak traktowani są górnicy oraz, że tutejsza bieda zsyła już 15-letnich chłopców do pracy w podziemiach.
Boliwia jest tania
To prawda. Boliwia na tle pozostałych krajów Ameryki Płd. jest jednym z najtańszych krajów. Ceny są nieznacznie niższe, ale w wielu przypadkach porównywalne do polskich. Przykładowo: noclegi ( najtańsze: od 35 BOB – 20 PLN/łóżko w dormie; 110 BB – ok.60 PLB za 2os. pokój), leżące siedzisko w autobusie nocnym (min.100 BOB -ok.55 PLN), 2-daniowy obiad (ok. 25BOB – 15 PLN/os.) i lokalne wycieczki z przewodnikiem (od. 60 BOB – ok.35 PLN/os). Nasze kieszenie odpoczęły po drogim Chile ( 2 tygodnie w Boliwii mogą się równać wydatkami 4 dni w San Pedro de Atacama)…
Boliwia jest dla negocjatorów
Kto nie ma choć odrobiny żyłki do targowania się o cenę, ten łatwo popadnie w Boliwii łupem sprzedawców, zacierajacych ręce na turystów. Wywieszone na tablicach oficjalne ceny, można niekiedy zbić nawet o połowę. Oczywiście wszystko w miarę uczciwości i rozsądku- targujcie się, ale pamiętajcie też, że co z korzyścią dla nas, dla innych może okazać się stratą, tym bardziej w biednej Boliwii. Niekiedy sprzedawcy sami jednak biją się o klienta, przebijając między sobą ceny – wtedy sytuację mamy ułatwioną.
To tylko kilka ogólnych spostrzeżeń i faktów na temat Boliwii. Dwa tygodnie to nie dużo, żeby móc dogłębniej wypowiadać się na temat kraju. Chcieliśmy Wam dać zarys tego, co potencjalny przyjezdny dostrzega na pierwszy rzut oka i czego tu może doświadczyć. Nas Boliwia urzekła krajobrazem i chętnie tam wrócimy.
Tymczasem zobaczcie naszą Boliwię w kalejdoskopie!
A jaka jest Boliwia Waszymi oczami? Czekamy na Wasze opinie.