W kierunku najsłynniejszego miasta Inków, czyli jak zaplanować wyprawę do Machu Picchu
Legendarne miasto Inków – Machu Picchu było trzecim, ostatnim i największym marzeniem do spełnienia podczas naszej podróży. Choć od jej początku nie było pewne, czy tam faktycznie dotrzemy i niczego w tym kierunku nie zaplanowaliśmy, ani nie zabukowalismy wcześniej, to mieliśmy szczęście…tak naprawdę bardzo dużo szczęścia, by zrealizować ten cel dokładnie według naszych zamierzeń. Poczytajcie jak to było i planujcie Waszą wyprawę.
VAMOS?
*Ceny i godziny odjazdów z kwietnia 2017
1 SOL = 1.13 PLN
Do Cuzco w Peru dotarliśmy wczesnym, deszczowym rankiem po nocnej podróży z boliwijskiej Copacabany. Za namową taksówkarza zatrzymaliśmy się na nocleg w poleconym przez niego hotelu, do którego zabrał nas z dworca za 5 S.
Oferta noclegowa jest szeroka i różnorodna. Większość obiektów możecie rezerwować przez internet, choć znajdując coś na miejscu da się zazwyczaj obniżyć znacząco cenę. Kluczem jeśli chodzi o koszt jest przede wszystkim położenie od Plaza de Armas: w zasadzie im dalej od placu (i chodzi tu o kilka przecznic a niekoniecznie drugi koniec miasta) to cena niższa.
Najtańszy pokój 2-osobowy z łazienką w hotelu 3*** z wliczonym bufetowym śniadaniem (na które w sumie nie mieliśmy nawet czasu), w odległości ok.10min od centrum kosztowal nas 55 S. (Ok.60 PLN) , przy czym tyle samo kosztował nas taki pokój w hostelu, przy samej Plaza de Armas (ze śniadaniem złożonym z bułki, marmolady i herbaty).
Identyczna sytuacja jest z restauracjami i knajpami. Warto poszukac czegoś innego niż pizza trochę dalej od przesiąkniętego takimi daniami centrum. Wystarczy niewiele by znaleźć mały bar i stołować się jak lokalni przy menu za 5 Sol ( o ile nie boicie się o wasze żołądki).
Naszym zamiarem było nie tylko zobaczenie ruin Machu Picchu, ale też podziwianie miasta z czubka góry Wayna Picchu. Wiązało się to ze zdobyciem dwóch z czterystu biletów wejścia (limit dzienny). Jak już wspomnieliśmy, nie zarezerwowaliśmy ich wcześniej, a jedynie śledziliśmy dostępność na oficjalnej stronie. Dlatego też choć zaraz po przyjeździe do Cuzco sen cisnął się nam na oczy, z ogromną nadzieją udaliśmy się prosto do oficjalnego biura, by zdobyć jedne z ostatnich wstępów na niedzielę. Niestety plany początkowo prawie legly w gruzach, kiedy okazało się, że bilety już wyprzedane, a najbliższe dostępne dopiero na za 5 dni. Moja mina – prawie ze łzami w oczach chyba jednak poskutkowała i pani z biura znalazła w systemie nieopłaconą jeszcze rezerwację, która 2h później stała się naszą! Mówiliśmy już, że los nam sprzyjał? Co jednak jeśli macie ograniczenia czasowe i nie chcecie stresować się podczas podróży?
Do Machu Picchu wybraliśmy się na początku kwietnia, czyli w okresie przejściowym między porą deszczową i suchą, a w kontekście miasta: na granicy sezonu turystycznego niskiego i wysokiego ( choć nie wiemy, czy przy Machu Picchu można w ogóle mówić o niskim sezonie). Z tego też względu nie obawialiśmy się aż tak bardzo o zakup biletów. Jeśli jednak wybieracie się między czerwcem a wrześniem to niezbędna jest wcześniejsza rezerwacja. W internetach znajdziecie agencje, które sprzedają bilety w cenie wyższej niż ich prawdziwa wartość – zaletą jest jednak możliwość wyboru dogodnego sposobu płatności (np. ta strona) . Oficjalnym miejscem sprzedaży w necie jest jednak strona Ministerstwa Kultury
Niestety pomijając to, że jest ona bardzo słabej i zamierzchłej jakości, to sposób zapłaty jest również bardzo ograniczony: przelew bankowy lub karta Visa. Bilety można też dostać tak jak my – na miejscu w Cusco, w Dirección Desconcentrada de Cultura ( Casa Garcilaso – Calle Garcilaso s/n Cusco) oraz w biurze w samym Aguas Calientes.
Naszym kolejnym dowodem szczęścia jest fakt, iż zdążyliśmy zobaczyć miasto przed reformami, wprowadzonymi od czerwca 2017r. pod naciskami ze strony UNESCO. W Machu Picchu spędziliśmy cały dzień – od otwarcia po wyjście ze strażnikami parku. A wierzcie nam, że nawet to 10 h było dla nas mało. Obecnie niestety można wejść tylko w jednej turze: porannej lub popołudniowej, albo zapłacić za obydwie, jeśli marzy wam się cały dzień. Nie ma już beztroskiego pałętania się pomiędzy ruinami – wizyta jest obowiązkowo z przewodnikiem. Jeśli ktoś z was miał już doświadczenie z tym nowym systemem, to dajcie nam proszę komentarz. Jesteśmy ciekawi, jak te limity wpływają na swobodę zwiedzania i ochronę ruin.
Dokładne informacje znajdziecie tutaj
Ceny biletów dla obcokrajowców na rok 2018:
Jedna tura (poranna lub popołudniowa) – tylko Machu Picchu: 152 SOL
Machu Picchu + Montaña: 200 SOL
Machu Picchu + Wayna Picchu: 200 SOL (takie kupiliśmy my)
Po dostaniu upragnionych biletów została nam jeszcze kwestia dotarcia do miasta. Najpopularniejsza i najdroższa metoda to pociąg Peru Rail lub Incarail –wygoda, szybkość, jedzonko, kulturalne showy, co by się nie zanudzić przepięknymi widokami z okna.
Najczęściej wybierane obecnie wśród osób szukających opcji najbardziej ekonomicznej i wybrane również przez nas jest połączenie: bus Cusco- Hidroelectrica+ 11km pieszo do Aguas Calientes. Sam transport właśnie do elektrownii oferowany jest praktycznie przez każdą agencje turystyczną w Cusco. Można kupić bilety od razu w dwie strony. Utargowany koszt naszych to 50 S./os. Standardowo jednak oferowane jest 60 S. za tam i spowrotem (przy wliczonym posiłku cena może wzrosnąć nawet do 90 S). My jednak jechaliśmy z własnymi sandwichami, wobec czego mogliśmy zbić cenę.
Bus powinien startować (choć różnie z tym bywa) ok. 8 rano, gdyż do przejechania jest 200km (ok.6-7h). Powrót spod hydroelektrowni o 14 (w przeciągu do 15). Jeśli wybieracie się do Aguas Calientes/Machu Picchu na 1-2 dni i nie potrzebujecie całego waszego ekwipunku – spakujcie małe plecaki z niezbędnymi rzeczami ( na teren cytadeli obowiązuje również ograniczenie bagażowe), a resztę rzeczy zostawcie w agencji, gdzie kupiliście bilety lub w waszym hostelu w Cusco. Zazwyczaj nie mają z tym problemu.
VAMOS!
Zatem jutro ruszamy w stronę marzeń! I co tam, że zablokowali nam jedyną aktywną kartę płatniczą (karta byla polska), a my zostaliśmy z resztką gotówki, którą udało się jeszcze wcześniej wybrać i zrobić zakupy (jakieś 100 S. )? Co najważniejsze mamy już opłacone, a 3 dni damy jakoś radę…o resztę pomartwimy się później.
W sobotni poranek odbiera nas z hotelu młoda dziewczyna i prowadzi do biura na zbiórkę, gdzie przez kolejne pół godziny czekamy na busa. Planowy odjazd przedłuża się jednak co najmniej o godzinę. Kiedy jednak w końcu wkraczamy w Valle Sagrado ( Święta Dolina Inków), widoki zapierają dech w piersiach: zawieszona mgła, soczysta zieleń, bananowce, zmieniająca się pogodowa aura…i sama serpentynowa droga wśród gór, która przyprawia niekiedy o mdłości, a w połączeniu ze wzrastającą wysokością o bóle głowy i soroche…nie wspominając już o strachu w oczach i duszy na dłoni, przy szalonej jeździe nad przepaściami. Dzięki Bogu nasz kierowca znał każdą dziurę w drodze i każdy zakręt…ufff…
Dopiero po 15 dojeżdżamy do miejsca, skąd już na własnych nogach zmierzamy do Aguas Calientes. Wyznacznikiem naszej drogi są tory kolejowe, po których raz na jakiś czas przejedzie wypełniony turystami pociąg.
Po ok. 3 h marszu docieramy do celu.
Zbudowane u podnóża do Machu Picchu sztuczne, turystyczne miasteczko robi za bazę wypadową do inkaskiej cytadeli. Przepełnione barami z pizzą, restauracjami kuchni świata, dopasowanymi pod gringo gusta ( no przecież nie każdy przepada za świnkami morskimi). Do tego światła, kolorowe neony i czasem wydaje się, że jesteś w Las Vegas a nie w pobliżu legendarnego ukrytego miasta. Cóż, taki jednak urok komercyjnych miejsc z przemiałem tysięcy turystów dziennie.
Noclegi to jedyne co zaskoczylo nas swoją ceną- wbrew obawom okazuje się, że łóżka i pokoje cenią się tu dużo niżej niz w Cusco! Na marzących o prysznicu i odpoczynku turystów, docierających pieszo i na tych co pociągiem czekają już na wejściu naganiacze z ofertami pokoi. Bez problemu znajdziecie coś względem upodobań w konkurencyjnych cenach. Nasz 4-osobowy pokój tylko dla nas obojga z łazienką kosztował nas 30 S/noc.
Wysokie ceny królują natomiast we wspomnianych restauracjach i sklepikach z żywnością. Radzimy Wam więc trochę podźwigac i zabrać ze sobą z Cusco zapas przekąsek. Niezbędna tu i najdroższa jest woda butelkowana. Tą najtaniej dostaniecie na Mercado (4,5 S.), gdzie znajdziecie też m.in. świeże owoce, warzywa i chleb, a na górnym piętrze obiad za 5 S.
Droga do Machu Picchu
Pobudka o 4 rano. Ciemno, duszno i leje. W naszych przeciwdeszczowych, plastikowych plaszczach i z latarkami zaczynamy wspinaczkę po setkach schodów prowadzących do cytadeli, podczas gdy inni mijają nas w wygodnych busach.
*transfer autobusem na górę do bram Machu Picchu kosztuje 12 USD. Należy ustawić się w kolejce już ok. 5 rano, bo chętnych są setki.
Niezbędnik – co zabrać ze sobą:
- Przeciwdeszczowa kurtka/peleryna – pada często i nie tylko w porze deszczowej.
- Latarka – jeśli wybieracie się do Machu Picchu rano
- WODA!!!! Warto podźwigać do góry – na terenie cytadeli mała butelka kosztuje ok. 10 S
- Krem z filtrem
- Paszport lub inny dowód tożsamości, który wymagany jest na wejściu wraz z biletem
Strój Indiany Jonesa nie jest konieczny, ale warto ubrać się wygodnie, zabrać kaszkiet i przeciwsłoneczne okulary 🙂
Trekkingowe buty i kijki przydadzą się, jeśli będziecie wspinać się na Wayna albo Montaña Picchu (schody mogą byc śliskie, dużo kamieni). W innym wypadku wystarczą sportowe buty (byle nie japonki i sandały).
Tropikalna pogoda i wysokość utrudniają wejście. Mimo to widok miasta o poranku, zdobytego o własnych siłach, po 2-godzinnej wspinaczce pośród dżungli i w tropikalnym deszczu, wynagradza cały ten trud. I tu zaczyna się magia….
Zaczarujemy Was dopiero w kolejnym poście. Jesteście gotowi na przypływ energii?